23.07.2015 23:10
Przegląd i znów w drogę - nocne podróże po mieście.
I tak oto dotarłem swoim sprzętem do dealera, który w drodze promocji wykonał mi I przegląd w cenie i po 16tej znów mogłem się cieszyć swoim motkiem. W silniku dokonano wymiany 0,8 L. oleju 10W-40 a w przekładni 0,1 L. oleju przekładniowego 80W-90 i już po czwartej mogłem znowu się cieszyć radosnym wrrrrrrrrrrr mojego tajwańskiego Pomykadła . Następny przegląd przy 3000km a więc mamy jakieś 2500 km nieskrępowanego latania na moto, początkowo myślałem że to starczy do końca sezonu, ale po moim tempie nawijania kilometrów zaczynam w to wątpić. Ten wieczór miałem spędzić spokojnie, ale coś ciągnęło mnie do lansu: napis na breloczku do kluczy zobowiązywał - ten wieczór miał się skończyć zupełnie inaczej :-)))))
Potem standardowo, krótka wizyta na obiedzie w restauracji, i przyjechałem do domu. Nie da się tego opisać, z dnia na dzień coraz bardziej zżywam się z moim moto i żal mi każdej minuty, kiedy stoi zamiast jechać :-( Tymczasem w Częstochowie zrobiła się super pogoda. Zaszło słońce, zaczęło wiać dużo chłodniejsze powietrze z północy, temp spadła i nic nie świeciło w oczy. Jazda na moto - po dniach upałów, wreszcie stała się niekrytą przyjemnością.
Nie wiem, jak na to wpadłem, ale to był impuls. Pojadę 20 km na północ do miejscowości Kocin Stary, gdzie mieszka mój cioteczny brat, wraz z rodziną. Nie dzwonie, jadę na waryjata, a może będzie. Jak nie - to się przejadę. Brakuje mi tych przelotów, takiego nieskrępowanego jechania naprzód. Przy okazji doskonalę przed weekendową wycieczką, techniki jazdy na skuterze w trasie: otóż okazuje się że na HD2 przy moim wzroście można przyjąc dwie pozycje - siedzącą dolną, dobrze się balansuje, nogi są ładnie schowane za owiewką, służy do manewrowania, zwłaszcza tzw popierdalanek między autami. siedząca górna - to siadamy na górze siedziska, nogi prostujemy, a tułów pochylamy do przodu: plus - mały opór powietrza i nie cierpią nogi minus: źle się manewruje przez wysoko położony środek ciężkości, zakręty tylko pochylaniem, i po jakimś czasie mniej wygodnie w ręce. Otóż umiejętna jazda HD2ką u mnie polega na zamianie tych pozycji. Wygląda to tak: wpadam w wioskę gdzie mam do zrobienia kilka zakrętów 90 stopni i jakieś motanie - schodzę w dół. Wylatuję za wioskę i widzę przed sobą długgggggggąąąąąą prostą - przesiadka do góry. Opracowałem też metodę odpowiedniego ruszania w trasie i jazdy tak żeby nie palić niepotrzebnie benzoliny: przyśpiesza się po każdym zakręcie odkręcając manetkę do 2/3 aby przyśpieszanie było takie z jajem a nie ułuuułuuuuułuuu, bo wtedy zużywa się pasek i wacha w nieskończoność. Przekręcamy manetę dynamicznie, czekamy aż szybko skuter ozpędzi się do 60 km/h i potem stopniowo ujmujemy manetkę ale tak żeby jeszcze te 20 przyśpieszył. W efekcie po chwili mamy manetkę mocno cofniętą, skuter ma mniejsze obroty, a jedzie i tak 80 km/h i taką przelotówkę zamierzam stosować - to już jest dobra prędkość, zużycie wachy jest ok. a jeszcze nie wieją "wichry namiętności"
Po powrocie do miasta polatałem po Alejach. Tu słowo wyjaśnienia: w Częstochowie jak się chce polatać na moto to uprawia się tzw lans w alejach, czyli jeździ się w kółko od I Al. NMP do III, lub mówiąc inaczej od Pl. Daszyńskiego do Jasnej Góry. Tutaj lansują się wszyscy motocykliści, w kawiarniach siedzą chłopaki na choperach, skuciarze próbują wszystkich wyminąć, a dzisiaj.... najwięcej było ubranych na Pana Zdrapkę litrowców i innych wielkich, używanych starych moto, których zadaniem było narobić jak najwięcej afery. I tak Pan na Suzie, walił tak w manetę, że aż huk szedł, a po trzech przygazówkach, jak dwa razy szybko przekręcił manetę w momencie spadaia obrotów, to w dziurze wydechu było widać niebieski płomień. Pokazywał to aż 3 razy - po chwili cała częstochowa nie spała. :-/// Drugi na Kawie jechał tak jakby sie chciał koniecznie wypierdolić, guma, na jedno, guma, na jedno, przy czym na jedno kładł się zawsze na bok i robił jakiś taki slalom upadając....
Jedyną pozytywną postacią był starszy Pańcio na choperze, który nie tylko ładnie się ze mna przywitał na światłach mówiąc spod szybki cześć, ale zaczeliśmy równo sobie jechać i podprowadził mnie prawie pod dom wracając , ja na koniec pokazałem kierunek w prawo i odbiłem podnosząc lewą i on uczynił to samo. Słowem buraczenie duża częśc motocyklistów ma w genach - ale są i tacy którzy niczego i nikomu nie udowadniają. Nawet jak mają 60 lat, pod jajami 1,6 litra i jadą obok młodzieniaszka na skuterku 0,125 L. :D
Planowałem jutro pojechać na lans w aleje - ale jak tu już ktoś napisał wcześniej, chyba pojadę gdzieś gdzie nie ma motocyklistów, bo nie chcę być z nimi utożsamiany :-(((( Chyba turystyczne ziuuuu po lesie bardziej mnie kręci, niż jeżdżenie obok półmózgów na starych litrówkach po 5 dzwonach z przerobionym wydechem... sorry ale żal patrzeć.
Komentarze : 1
Przypominam sobie swój pierwszy sezon, to szukanie pretekstu do przejażdżki, (ile to nagle było ważnych spraw do załatwienia). Zdarzało się także w upał jechać na krótko, ale po obejrzeniu w necie kilku filmików obrazujących bardzo dokładnie, skutki szlifa w krótkich gaciach przeszło mi. Teraz tylko długie motociuchy. Trudno, pot doopę zalewa, dlatego w taki skwar odpuszczam jazdę albo wybieram trasę prowadzącą drogami ze starodrzwiem.
A co do lansu, to nie tyle buraczane geny, ile właśnie lansiarstwo było powodem kupna motocykla. Im większy silnik i głośniejszy wydech tym lepiej. W końcu taki litrowy ścig czy dwu litrowy czopek bez wydechu to najlepszy sprzęt na dojazd na wieczorny soczek.
Archiwum
Kategorie
- Biznes i rynek (27)
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)