Najnowsze komentarze
Widać że ten jas13 nie siedział je...
Fajne. Ja mam SIDI GAS GREY i jest...
Buty ładne, acz widoczne przeznacz...
Jurajski_Zbych do: Zagadkowy Hyosung Karion
@se myślę - wiesz co, WT to mi w S...
se myślę do: Zagadkowy Hyosung Karion
Klon yamahy wt125
Więcej komentarzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

30.04.2016 21:03

Częstochowa - Zabrze - Częstochowa

czyli Bogowie się (nie)mylą.

Witam.

Tak się składa że nie znoszę chodzić do kina. Nie wiem na czym polega przyjemność siedzenia w głośnej stodole z 500 innymi osobami, które siorbią cocacolą, albo gryzą nerwowo popcorn.... Dlatego filmy oglądam w domu. Do przemyśleń potrzebuję kameralności, której kino mi nie daje. Zwłaszcza dotyczy to filmów do przemyślenia, a za taki uważam film Bogowie, ekranizację epizodów z życia prof. Zbigniewa Religi. Dużo czasu poświęciłem po filmie zgłębiając fragmenty biografii tego chyba najbardziej medialnego z lekarzy XX wieku, trafiając oczywiście na słynne zdjęcie. Grzechem byłoby go tutaj nie pokazać:

I tu już widzę znudzone twarze motomaniaków - do czego on zmierza (i kiedy dojdzie he he). Już wyjaśniam. Zbigniewowi Relidze zawdzięczamy stworzenie Slaskiego Centrum Chorób Serca a po drugiej stronie ulicy mieści się Szpital Specjalistyczny w Zabrzu, który jest znany np. z doskonałych operacji tarczycy - i tu dochodzimy do mojej małżonki, która takiemu zabiegowi musiała się poddać. Kiedy już kurz operacji opadł, a małżonka napisała w krótkiej infomracji tekstowej - już możesz przyjechać - wtedy wiedziałem: DO ZABRZA JADĘ NA SKUCIE ! :D

I nadszedł ten dzień. Byłem dziwnie spokojny - wioząc żonę do szpitala, jechałem samochodem i trasę znałem już doskonale. Co więcej jechałem samochodem właśnie "po trasie skuterowej" czyli przez Tarnowskie Góry - co jest spowodowane tym że aktualnie w Siewierzu DK1 tak się blokuje że szkoda czasu i atłasu żeby tamtędy jeździć. Dystans już znany 79 km. w jedną stronę. Przyznam, pierwsza tak długa i tak na szybko robiona trasa. Wyjeżdżam punkt 11.00; skuter zdobi plecak pełen zakupów do szpitala: owoce, napoje, słodycze.... Wyjeżdżam tyłem miasta i 10 minut po 11.00 jestem za granicami miasta, tempo samego mnie zadziwia.  Po ujechaniu 20 km tankowanie - niestety zbiornik tego skuta do turystyki to jest pomyłka. Wchodzi 5 litrów, wylew jest pod kątem chcać nawalić pod korek - wylało się trochę na asfalt... Nie znoszę tego zbiornika, Jest mały źle pomyślany i najlepiej go tankować lejkiem pod domem. Mając full cisnę manetę ile wlezie - bo obiecałem że będę wcześniej, a tu od rana wszystko się wlekło, jak flaki z olejem. W trasie skut pokazuje to co zawsze - przelotowa 80-95 km/h choć miejscami było 105. Największy problem to hałas i świst powietrza w uszach. Jet jest na upalne miasto a nie do turystyki w średnio ciepły dzień. Wziąłem kominiarkę pomimo ciepła: ustalmy jedno w 14 st C jak się jedzie 5 km po mieście ze zmienną i małą prędkością - to jest git; jak się leci non stop 9 dych to już nie. po 30 km założyłem kominiarkę :D

Po - uwaga - 80 minutach (podobnie jak samochodem) ląduję w Zabrzu. Wchodzę na oddział Chirurgi Ogólnej szpitala w pełnym mym motocyklowym stroju. I od razu widzę - wiecie... to jest w każdym szpitalu na korytarzu... dwóch DYSKUTANTÓW. Te dwa chłopy po 50tce, oprócz tego że wierzą w ułudę DOBREJ ZMIANY, znają się praktycznie na wszystkim i wyrokują w każdej sprawie, głośno deliberują pod oknem, aż oczom im ukazuje się wielki jak dąb, wysoki na blisko 2 metry chłop w kamizelce i z kaskiem w ręce - czyli ja. Milkną. Przechodzę po cichu i słyszę za sobą w oddali:

- (...) bo widzi Pan, na tych motorach to jeżdżą bez opamientania ! I tu z ostrego takich 3 przywieźli po wypadku i to pewnie motocykliści i TEN ich idzie odwiedzić. Że się nie zabiliii, Paaaaaaanieeeeee cuuuuuud. Do Boga się modlić a nie na kościół plują a potem płacz......

Leżący na sali obserwacji faktycznie dowiedziałem się pochodzą z wypadku komunikacyjnego, ale puszek, więc nie drążmy... Całusom nie było końca i żona wspaniale zdrowieje, ucieszyła się z widoko męża okutanego w motocyklowe stroje. Po kilku godzinach wracam. Czuję się jak oni, "bogowie" - profesjonalnie, wspaniale, mijam wielu moto, LwG, dzisiaj się nic nie wydarzy. Jestem na to zbyt prof i zbyt czytam każdą sytuację. Jestem jak Szachista. Przewiduję 6 kroków w przód. W Piekarach Śląskich udaje mi się przeczytać kierowce, który cisnął się prawym pasem, żeby się wjebać na prosty, wprost pode mnie. Nie daję się zaskakiwać - jestem ZBYT.

I oto w Kaletach popierdalam 80 km/h tuż za klapą granatowego Peugeota 308 (jak jesteś taki dobry to czemu nie pamiętasz o maksymie klejonej naklejkami na samochodach naszych germańskich braci: "bitte Abstand halten"). Nie no przecież ja jestem za dobry żeby się dać zaskoczyć. i wtedy wydarza się to:

Jadący chodnikiem rowerzysta.... okej uścilijmy. Po chodniku sie nie jeździ - uno. Duo - rowerzysta to ktoś kto jedzie na rowerze a nie kopii ukrainy w kolorze czarnym w której nic nie działa.... i wreszcie tertio. 2.4 promila to jest dawka powyżej której człowiek nie daje rady obsłużyć czegokowiek co mechaniczne - ponoć.... Pańcio ma na oko pow 3.0 - dalszy przebieg wypadków jest jeszcze bardziej bezlitosny w tej ocenie. Otóż nasz cyklista, nie wiedząc czemu postanowił się wyjebać z chodnika wprost pod jadącego Peugeota 308. Kierowca Peugeota nie tylko był trzeźwiejszy od cyklisty, ale wykazał się zajebistym refleksem mocno hamując i jednocześnie bijąc łosia w lewo. W całym tym zamieszaniu tylko jeden kierujący okazał się baranem.... autor. Nagle okazało się że nie mam wyboru - nie mogę odbić w lewo za pugiem, bo mu się wpierdole w klape, jak pójdę w prawo, to najadę na tego degustanta co to leży w kapocie na ziemi. Ponieważ ludzkie odruchy są mi obce podjąłem decyzje - napierdalam rowerzyste. Jest pijany, nie bedzie go bolało.... Nie no oczywiście śmieję się po fakcie ale szedłem na niego z nadzieją że będzie mniej obrażeń. mocno pocisnąłem obydwie klamki i de facto pacnąłem ramę roweru tak że kompletnie nic się nie stało.... to było takie 3 km/h pac.... Oooooczywiiiiscciiiieeee Pan kierownik mnieeeee tutaj lekuchhhhnoooo przepraszałłłłłł, sieeeee nic nie dziejjjeeee kierowniku...... No ale szczerze - lekko się "posrałem"..... Dalej do Częwy, już z odstępami, już spokojnie. 160 km pięknej wycieczki w pięknym słońcu.

Morał: non stop się uczymy,,,,,,nie bądżmy zbyt....uważajmy. Piękne słowa ostatnio przeczytałem na jednym z naszych forum: Nie wystarczy mieć benzynę we krwi, trzeba mieć jeszcze olej w głowie. Dziś tylko w jednej sytuacji trochę tego oleju zabrakło. Tylko w jednej ? AŻ w jednej.....

Pozdrawiam

 

Komentarze : 0
<ten wpis nie był jeszcze komentowany>
  • Dodaj komentarz